Lubię te deszczowe dni, jeszcze bardziej noce i wieczory
zatrzymuję wtedy czas
nadziewam krople deszczy na niewidzialną nić i tkam
tkam delikatną, tylko dla mnie znajomą suknię
jest piękna – perły marzeń, łzy szczęścia, zapach lawendowej łąki, reszta to sekret
który zakłada lekki szal uszyty z miłości
kładę się na łące i unoszę daleko, daleko w stronę nieodkrytego,
nic się nie liczy, czas stoi w miejscu,
to ja decyduję kiedy wrócę, czy wrócę
nie wrócę.
I jeszcze rozpalam ogień, prawdziwy żar moich wolnych myśli
jak płonie,
jest niczym nie ograniczonym żywiołem, jest mną,
a czas dalej stoi w miejscu, dla mnie
na gorących kamieniach przysiadają ogniki, wieczni kochankowie
migoczą do siebie rozkochanymi językami ognia,
krople rosy łączą się w pary po ulewnym deszczu,
nie chcą być tyko ulotną chwilą w ogromnym zegarze czasu, którego nie ma.
Mokra trawa grzeje moje stopy
jestem ostrożna by nie rozdzielić tych par
nieuwagą szybkości i ślepotą oczu,
jest jasno i ciemno zarazem, jest dzień i noc jednocześnie i nikomu to nie przeszkadza
nikt się nie spieszy nawet słońce i księżych są teraz razem, tak blisko siebie jak nigdy.