Rozkładasz dla mnie dywan biały,
Zdobny w rumianki i stokroty.
Pachnący, miękki i delikatny
jak skrzydła motyla, który przysiadł chwilę,
na jednym płatku ze stu białych kwiecia.
Ten kilim z natury, utkany bezwiednie,
ma zapach miłości, czułości namiętnej,
subtelność naszych spotkań wieczorową porą,
gdy już zniewoleni, stęsknieni, zachłanni
czekamy na siebie, na tę jedność z sobą.
Tą jedną, jedyną i niepowtarzalną, naszą
zakrytą przed złych, obcych wzrokiem.
Naznaczoną natury stułą nierozerwalną,
na tym białym kobiercu, najpiękniejszym z arrasów,
naturalnym i wonnym, bardzo kruchym i świeżym.
Bo nierozerwalne, niewidzialne nici,
które go łączą w wzór niespotykany,
każdego roku, o tej samej porze
dają nam przeżyć tę chwilę, tą miłość
zapomnieć się nie da tych czarownych spotkań,
tej chwili w wieczności i wieczności w chwili.