W sadzie

Do letniego ogrodu już jesień zagląda
zrywa jabłka i grusze z nachylonych gałęzi.
Ciemne śliwki rozdają swoje jędrne owoce
na powidła na soki i słodziutkie kompoty.

W letnim sadzie aż gwarno, szumno, rojno od gości,
wszyscy chcą się zachwycić i spróbować hojności
letniej pracy owadów, sadowników odwiecznych
w pocie czoła co pracą wypełniały miesiące.

Gospodarze się cieszą z plonów ziemi obfitych
ogłaszają już zbiory – święto plonów dokoła.

I jeż tu zaglądnie choć kolczasty i czarny
nocną porą odwiedzi sadu ciemne zakątki
których zapach czarowny już roznosi się wszędy,
mocny, znany, nieznany z roku na rok niezmienny,
romantyczny, wieczorny, sierpniowy i zmienny.

A poranek przynosi obraz zgoła gotowy:
Rosy krople jak perły przeglądają się w słońcu,
zachwycają jak zwykle swą prostotą i pięknem.
Są jak zawsze miłością słońca – ziemi i nieba
naszym słodkim kompasem ucztą zmysłów i rajem.

Nawet ptaki czekają aż dzień wstanie słoneczny
w sadzie lampy zaświeci i ten obraz rozświetli
i po nocy przyniesie ciepła snop pełen bukiet
zarumieni jabłkami zieleń liści i trawy,
nawet grusza ze wstydu, że jest żółta i blada
wystawiła policzek, właśnie twarzą do słońca.

I roztańczą się skarby, dary sadu krainy,
ślimak zajrzy tu czasem, kret swój łebek wystawi,
konik polny coś zagra, liść do wtóru zatańczy,
a owoce nam wpadną wprost do kosza, do stołu.
I siądziemy tak razem uśmiechając się wspólnie
do tej naszej natury skromnej, hojnej i bujnej.

Na dzień dobry, dobranoc

Witaj poranku, witaj już chłodny
w szalu z mgły utkany, delikatnej i zwiewnej
w rześkiej chwili pobudki ze skowronkiem i słońcem
wstajesz.
Nieśmiało dotykasz moich ciepłych policzków
odnajdujesz je jeszcze w snu baśniach zgubione
i zaczerwienione nocnym z nimi spotkaniem.
Jesteś tym co przynosi niewiadome i ważne,
małoważne i zwykłe i niezwykłe spotkania.
Mgła unosi się tęskna może wieczór ją wezwie
może zachód słoneczny we mgle zniknie i uśnie
w jej objęciach subtelnych swoją głowę położy
w puchu białym, ulotnym zaśnie znowu spokojny.
A ja zasnę w jej ciepłym i ulotnym uroku
może wstanie też ze mną i uniesie kurtynę
dziwów dźwięków, obrazów, barw tysiące odcieni
znów odsłoni, znów rozda oczom moim zaspanym
pieśń poranka, co niesie mnie na skrzydłach
w dnia otchłań, bym pod wieczór zmęczona
pod powieką uśpioną w mgły ramionach
zasnęła.

Na brzegu

A kiedy jestem na brzegu
jestem tutaj i wszędzie
łapię ramiona wiatru
mam siłę, bawić się z nim.
Na przystani, którą mi zbudowałeś
cumują bezpiecznie statki
moich wolnych myśli.
Mam krąg horyzontu
rozpostarty przed sobą
mam ster w ręku i żagle pełne wiatru,
który dał mi się złapać
i zniewolić na chwilę.
To ulotne jak tęcza
w jej kolorach i kształcie.
A więc chwytam zachłannie
te momenty w dni wskazówek zegarze
ukryte głęboko, by móc
spotkać cię tutaj
na tym brzegu gdzie zawsze
w twoim świecie i moim
most nas dzieli tęczowy
niewidoczny dla świata
tylko dla nas otwarty.