Jestem tuż tuż

Czas stanął
Nasze spotkanie trwa
Jesteśmy na wyciągnięcie ręki
Los nam sprzyja
Mamy kilka chwil
Których mały zapas uzbieraliśmy cierpliwie
Jestem tuż tuż już mnie widzisz
Ja widzę Twoje wyprężone ciało
Które zbliża się do mnie
Jak zawsze nieufnie dzikim wzrokiem nie witasz
Powietrze pachnie schyłkiem jesieni
W twoich włosach czuć zapach igliwia
Mchu liści których kolory wyblakły już w lekkim mrozie poranka
Twój ciepły oddech ogrzewa powietrze wokół nas
Na podłodze świece rozświetlają świtanie
A ich blask odbija się w kryształowych
Kieliszkach białego wina
W tle cichutko muzyka ciszę rozprasza
Kłopotliwą bo przecież
To rzadkie zdarzenie
Nietypowe magiczne
W rudo szarym odcieniu
Trwa do zmroku
Gdy tylko zechcemy
Zawsze możemy tam właśnie
Odnaleźć zagubione serce

Tęsknota

zawładnęła mną tęsknota wciągnęła mnie w wir
zabierz mnie stąd
zabierz mnie tam gdzie ty jesteś
gdzie nikt nas nie znajdzie
jedna para oczu ich kolor i blask powiedzą wszystko
czy mnie kochasz
czy ja ciebie kocham
zabierz mnie tam gdzie twojego świata kotwica osiadła
gdzie rytm pór roku z moim serce się zgadza
masz moje ja twoje
ty ze mną ja z tobą
na białej werandzie
na piasku co parzy stopy nasze w południe
na orzeźwiające wody oceanu
na fale spienione zakochane w wietrze
weź mnie ze sobą
tęsknota jak ćma krąży wokół świecy
ćma zginie a ona zostanie
zatocz krąg dookoła zaciśnij mnie w uścisku swoich ramion
zamknij mój świat w krainie naszego pożądania
zamknij mnie w nas i bądź ze mną zawsze
daj mi siebie całego
zanurzmy się w świetle nocnego księżyca
zachwyćmy się zorzą zakręćmy dokoła
tęsknota mnie nie opuszcza
tęsknota za tobą
to się nigdy nie skończy
należę do ciebie

Kiedyś

Kiedyś znów usiądziemy na ławeczce
tej w cieniu ukrytej zacisznym
słońce będzie naszym świadkiem
może księżyc także
czy to się stanie, może tak.
Kiedyś znowu znajdziemy wspólnych
chwil wspólny język
może będzie nam dany
dotyk lekki jak skrzydło wiosennego motyla
co zagubił gdzieś drogę do swojego istnienia.
Zapatrzeni przed siebie, niby obcy, a bliscy
tak okrutnie, że oddech na dwie chwile wstrzymamy.
Ty uśmiechniesz się do mnie
i popatrzysz swoimi smutnie dzikimi oczami,
niby z troską wypowiesz słowa, które nigdy nie miały
światła tego oglądać
niby z łagodnym uśmiechem smutku znów zamilkniesz
na długo,
niby coś powiesz na wpół żartem a serio,
a ja zawstydzona chwilą krótką, upojną
zadumana, szczęśliwa, zaskoczona odpowiem
oczu swoich odbiciem, skrytym serca łoskotem,
który w pieśni spotkania zamilknie
w liściach klonu się schowa.
Kiedyś może spotkamy siebie gdzieś na rozdrożu
dzikie spotka się z płochym
i dokończy się bajka o wiewiórce i wilku
dawno temu zaczęta.
Kiedyś …