Na dzień dobry, dobranoc

Witaj poranku, witaj już chłodny
w szalu z mgły utkany, delikatnej i zwiewnej
w rześkiej chwili pobudki ze skowronkiem i słońcem
wstajesz.
Nieśmiało dotykasz moich ciepłych policzków
odnajdujesz je jeszcze w snu baśniach zgubione
i zaczerwienione nocnym z nimi spotkaniem.
Jesteś tym co przynosi niewiadome i ważne,
małoważne i zwykłe i niezwykłe spotkania.
Mgła unosi się tęskna może wieczór ją wezwie
może zachód słoneczny we mgle zniknie i uśnie
w jej objęciach subtelnych swoją głowę położy
w puchu białym, ulotnym zaśnie znowu spokojny.
A ja zasnę w jej ciepłym i ulotnym uroku
może wstanie też ze mną i uniesie kurtynę
dziwów dźwięków, obrazów, barw tysiące odcieni
znów odsłoni, znów rozda oczom moim zaspanym
pieśń poranka, co niesie mnie na skrzydłach
w dnia otchłań, bym pod wieczór zmęczona
pod powieką uśpioną w mgły ramionach
zasnęła.

Pary

Lubię te deszczowe dni, jeszcze bardziej noce i wieczory
zatrzymuję wtedy czas
nadziewam krople deszczy na niewidzialną nić i tkam
tkam delikatną, tylko dla mnie znajomą suknię
jest piękna – perły marzeń, łzy szczęścia, zapach lawendowej łąki, reszta to sekret
który zakłada lekki szal uszyty z miłości
kładę się na łące i unoszę daleko, daleko w stronę nieodkrytego,
nic się nie liczy, czas stoi w miejscu,
to ja decyduję kiedy wrócę, czy wrócę
nie wrócę.

I jeszcze rozpalam ogień, prawdziwy żar moich wolnych myśli
jak płonie,
jest niczym nie ograniczonym żywiołem, jest mną,
a czas dalej stoi w miejscu, dla mnie
na gorących kamieniach przysiadają ogniki, wieczni kochankowie
migoczą do siebie rozkochanymi językami ognia,
krople rosy łączą się w pary po ulewnym deszczu,
nie chcą być tyko ulotną chwilą w ogromnym zegarze czasu, którego nie ma.

Mokra trawa grzeje moje stopy
jestem ostrożna by nie rozdzielić tych par
nieuwagą szybkości i ślepotą oczu,
jest jasno i ciemno zarazem, jest dzień i noc jednocześnie i nikomu to nie przeszkadza
nikt się nie spieszy nawet słońce i księżych są teraz razem, tak blisko siebie jak nigdy.

Wymiary

Rozkładam koc z bławatków
to kompozycja letnich kolorów i zapachów,
zamykam oczy by widzieć lepiej,
wyostrzam zmysły mimo, że nie muszę
tak dobrze czuję,
tak subtelnie odbieram tą wędrówkę marzeń bez czasu.
Na kocu usiadł motyl
mam towarzysza mojej przygody, mojego światła,
Trwa dzień i noc wespół z wiosną i latem,
grają na skrzypcach wiatru, na strunach strumyka.
Usypiam szczęśliwa choć wiem,
że jak otworzę oczy ruszy czas.
Wychodzę cichutko by nie zamykać za sobą drzwi,
by zostawić otwarte przejście do powrotu.
Uciekam bo czas wrócił na swoje miejsce
i znów porządkuje moje myśli i nie ma tylko dostępu tutaj
i nie może mnie tu odnaleźć,
odkryć mojego czarownego wymiaru.