Czas

Czy to nostalgia za tym co minęło?

Czy to gdzieś, kiedyś, kiedykolwiek było naszym udziałem, już nie wiem.

Czy jeszcze wróci co być nie powinno, a jakoś przetrwało tu między nami.

Czy my jeszcze jest, a może już nie ma?

Czy smutek ten, który w zakamarkach duszy rozgościł się wczoraj to wina pogody, nieba co chmur warstwą płacząc na nas patrzy?

Czy słów brak już dla nas, może ich nie było, może to tylko jakaś mgła mamiła tak jak chciała grała, na uczuciach strun delikatnych?

Wczoraj jeszcze jednako mówić umieliśmy, dzisiaj zwykłe dzień dobry przejść nie umie mostu.

Na dobranoc wiatr przewraca ziarenka, które świadkiem spotkań na tej plaży były.

I ja już nie potrafię słów znaleźć co kiedyś nicią połączenia splatały pajęczą dwa światy tak odległe, jednością cieszyć się umiały.

Czas znów triumfuje, zabrał co chciał.

Pustkę pozostawił, czas.

Listopadowo…

Przez listopadową szarość przedziera się słońce, zagląda do mnie, kusi radośnie. Jego wschód lubisz złapać, uwiecznić ulotne chwile dnia kochanka nocy. Krople nocnej mgły na pajęczynie tańczą, tęcze w nich widzę, kolorów królową. Mój policzek rozgrzany porankiem dyskretnej samotności w ciszy, która rzadko była moim towarzyszem. Czar czarnej kawy zapachem zniewala każdą moją chwilę spędzoną w tęsknocie za Tobą. Jest ich tak wiele, coraz więcej, upominają się o mnie, rozweselić chcą. Czy im się uda? O tak, nowy dzień, nowe teraz nastało, czy się odnajdę w jego nowych odcieniach. Co przestrzeń wypełni, która zawsze pełna nagle opustoszała na długo. Może marzenia? Gdy słońca zabraknie to one zaróżowią policzki i piegów dodadzą mojej twarzy. Będzie co liczyć w długie zimowe wieczory przy pełni księżyca spędzone samotnie.

W słońcu Rozłączeni

Dzień dobry! Przywitałaś dzisiaj słońce?

Zapytałeś rano, gdy otworzyłam powieki.

Twój uśmiech zniewolił moje zmysły, musiałem Cię obudzić, chciałem abyśmy razem przywitali dzień. Lubię to robić z Tobą.

O czym rozmawiać przy porannej kawie?

Czy proste „dzień dobry” wystarczy, wypowiedziane tuż przed wschodem słońca? Filiżanka już paruje na tle rudego zjawiska, czy to Ona, czy On przeplata zielone i majaczy o świcie.

Moje zaspane zmysły już się wyczulają na Twoje przybycie. Serce zaczyna przyspieszać na tajemnicze spotkanie. Los tylko tyle daje, więcej nam zabiera.

A może nic nie mówmy, wymowne milczenie, tylko lekkie jak powiew muśnięcie brzegu filiżanki powie nam więcej niż słów brzmienia tysiące.

Milczysz Kochany?

Gdy jest go zbyt dużo umieram, odchodzę.

Mów do mnie.

Opleć pajęczyną swoich szczerych uczuć, nikt ich nie odczyta i nikt nie odgadnie szyfru pajęczych nici, perły w nie wpleciemy moich łez tysiące, pustych wieczorów pamiątki.

Nasze losy pogmatwane, nasze linie pomieszane, nasze serca poszarpane. Tylko ten mały biały stolik na środku wszechświata.

Nasze połączenie.