Szkic

Kontury, szkic ledwie nakreślam. Początek? Tło zaledwie złote, słoneczne w oddali majaczy, zachęca do czego? Jeszcze daleko. Oddech w otchłani łapię powietrzem się zachwycam. Niebawem biel zagości, uspokoi przyrodę, uśpi da odpocząć. Kogo zobaczę w przestrzeni, blisko siebie, czy jeszcze będziesz? Gdy się obudzę uśmiechniesz się do mnie znad filiżanki obłoku białego ciepłego nierzeczywistym jesteś, pomachasz do mnie na powitanie. Płatkami róży dzień ze mną pożegnasz zmęczony wędrówką, która nie ma końca. Dwa liście na trawie znajdziesz i uwiecznisz w kliszy kolorowej rudością ozdobisz, złoto jesienne skarby bujne. Spacerem pachnącym porannym jeszcze w snach labiryncie nieodnalezionych, jeszcze się spotkamy, może w kroplach deszczu, który wczoraj odszedł.

Dotyk

Promyk

Zobaczyłeś wśród wschodu słońca, jeden.

Kropelka

Zobaczyłeś na pajęczej sieci.

Wyspę

Zobaczyłeś wśród zieloności.

Wspomnienie

Zaprosiłeś na spektakl.

Liść

Rudy znalazłeś wśród wielu.

Przepaść

Tam mnie prowadzisz za rękę.

Ufność

Drogę wskazałeś do siebie.

Milczenie

Wymownej nie można.

Zwyczajne

Tak, dotyk

zwyczajny, codzienny,

delikatny, niby niezauważalny

bo nieistniejący.

Tak, uśmiech

zwyczajny, niby codzienny

ukryty za szklanym ekranem

niewidoczny.

Tak, obraz

niby zwyczajny

pięknie namalowany

lecz nierzeczywisty.

Tak, sen

niby zwyczajny,

ale czy się ziści

niemożliwy.

Tak, wysp tysiące

na oceanie życia

ale tylko ta jedna

bez adresu.

Tak, bajka

ale kto jej posłucha

zakończenie dopowie

czy go chcemy, nie chcemy.