Grosik

Za Twoje myśli oddałbym grosz – tak brzmią jego słowa.
Za Twoje usta – świat bym podpalił.
Za Twoją miłość – szedł bym na koniec świata by wrócić do Ciebie.

Masz usta.
Masz ciało.
Masz miłość.
Lecz myśli zawsze zostaną wolne.

To moja wyspa, na której przysiadam,
gdy dni są nieznośne, a noce zbyt długie.
Gdy dni są pochmurne, a noce samotne.

Kraina wspomnień, kraina marzeń.
Bez grosza przy duszy, bez zbędnych bagaży.
Z nadzieją w rozwianych włosach i błyszczących oczach.

Grosik za Twoje myśli – czy to nie za mało ?

Moja wolność

Ktoś, ktoś kto jest dla mnie ważny poprosił abym napisała o Bogu.
Zapytałam – jak, czy dam rade, w prosty ludzki sposób.
Czy podołam ?
Odpowiedział – Tak.

Wiem, mój Bóg jest wszędzie.
Czuwa nade mną gdy śpię,
Gdy jadę do pracy.
W pracy.
Przecież wciąż czuję jego obecność.

To on z godziny na godzinę, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, rok po roku daje mi siłę, bym wychowywała mojego syna, kochała mojego męża. Była dobrą matką i dobrą żoną, dobrym człowiekiem.
Moja przygoda z Bożą Opatrznością rozpoczęła się czterdzieści dwa lata temu. O nie, nie czytelniku, mylisz się nie od zawsze czuję jego cudowną, niesamowicie oczywistą i tak zwyczajnie prostą opieką, pomocną silną ręką.
To długi proces, który nie ma końca. Ilekroć myślę, że jestem wyzwolona spod mocy diabła i dziękuję Bogu, ten atakuje mnie ze zdwojoną siłą.

Bóg to nieskończona miłość.
Nie zawsze to mówiłam, nie zawsze to czułam.
Ileż to razy moje usta, moje rozżalone i rozdarte serce krzyczało, oskarżając Go o wszystko zło, które mnie spotkało.
Egoistycznie, ze ślepą pewnością siebie brnęłam w czarna dziurę mojego żalu i rozpaczy.
Świat był mi obcy, a Bóg był wrogiem, tak było.

Czy to już za mną,
Nigdy tego nie wiem.
Tak bardzo bym chciała, by tak właśnie było.

Wciąż upadam, czasami bardziej boli, czasami mniej ale zawsze boli.
Chyba z czasem bardziej bo przecież świadomość Jego obecności i miłości jest większa.
Wciąż walczę.

Jesienne bursztyny

Jesienna pani, pełna owoców wypełnia serca.
Przed nadejściem zimy, rozgrzewa oczy złotymi kolorami.
Ma pełny kosz skarbów, rozdaje je wszystkim.
Radość jest pełna, a miłość spełniona.

My zakochani, spleceni w pieszczocie,
Zasiadamy przy jej obficie zastawionym stole.
W czerwonym winogronie, zielonej gruszce, soczystym jabłku,
przeglądamy się jak w lustrzanej tafli.

Patrzy na nas bursztynowymi oczami,
A w jej rudych włosach połyskują kasztany.
Po śladach jej stóp w kształcie liści idziemy,
Jak zahipnotyzowani, szczęśliwi i rozmarzeni.

W jeszcze ciepłe konary drzewa o czerwonych liściach
Wtulamy nasze głowy, by śnić o letniej beztrosce.
Zasypiamy wśród delikatnej pieśni wiatru,
W soczystym krajobrazie barwnego pejzażu.