Jesienne dni

Za oknem już ciemno,
zagościła jesień,
wiatr strącił liście z drzew.
Cała paleta kolorów przepadła
gdzieś rozwiana wiatrem i myślami serc.

Jestem sama.
To takie przygnębiające.
Wokół mnie rozpościera skrzydła szarość,
a to przecież mój ulubiony kolor!
Ale w palecie barw, do wyboru, nie solo!

Czas się wlecze bez Ciebie!
To niesprawiedliwe!
Ogień się pali na darmo
czeka, roznieca i żali.
A my każde osobno
ja tu a ty gdzieś w oddali.
Jesień i szarość
ogień i pustka.

Jesteś!

A ja tak płonę, tak pragnę.
Jest tak pięknie, jestem sobą.
To takie fascynujące.
Tak rzadko mogę robić co chcę,
Myśleć jak chcę.

Obawa, może strach,
i jego wszystkie odcienie
Bo może źle, bo może tak nie wypada?
Jak długo?

Muszę wyzwolić swój umysł,
Iść na przód i żyć,
Żyć we wszystkich kolorach i odcieniach.
Tak! Krzyczeć – wolność,
Wbrew temu co wolno, co jest przyjęte,
co jest właściwe.

Kocham życie w jego wszystkich odcieniach
i szarość też może być błoga!

Sojusznicy

Jest zimno za oknem,
Chłód wdziera się w serca, które pragną ognia.

Jest pochmurno i szaro,
Półmrok ogarnia rozszalałą przestrzeń.
Walczą, kto wygra?

Jest nieokiełznana dzikość i pajęcza delikatność,
Jest słoneczny uśmiech i rumieniec zakłopotania.
Kto zwycięży, jak ?

Jest noc i dzień, światło i mrok.
Jest ogień i woda, jest wilk i owca.
I jak to będzie ?

Nic się nie zmieni, tak ma być,
wzajemny sojusz tych przeciwności, wzajemny rytm.

Miłość, wspólny czas i miejsce,
Elementy odwiecznej układanki losu.
Przeciwności.

Pary

Lubię te deszczowe dni, jeszcze bardziej noce i wieczory
zatrzymuję wtedy czas
nadziewam krople deszczy na niewidzialną nić i tkam
tkam delikatną, tylko dla mnie znajomą suknię
jest piękna – perły marzeń, łzy szczęścia, zapach lawendowej łąki, reszta to sekret
który zakłada lekki szal uszyty z miłości
kładę się na łące i unoszę daleko, daleko w stronę nieodkrytego,
nic się nie liczy, czas stoi w miejscu,
to ja decyduję kiedy wrócę, czy wrócę
nie wrócę.

I jeszcze rozpalam ogień, prawdziwy żar moich wolnych myśli
jak płonie,
jest niczym nie ograniczonym żywiołem, jest mną,
a czas dalej stoi w miejscu, dla mnie
na gorących kamieniach przysiadają ogniki, wieczni kochankowie
migoczą do siebie rozkochanymi językami ognia,
krople rosy łączą się w pary po ulewnym deszczu,
nie chcą być tyko ulotną chwilą w ogromnym zegarze czasu, którego nie ma.

Mokra trawa grzeje moje stopy
jestem ostrożna by nie rozdzielić tych par
nieuwagą szybkości i ślepotą oczu,
jest jasno i ciemno zarazem, jest dzień i noc jednocześnie i nikomu to nie przeszkadza
nikt się nie spieszy nawet słońce i księżych są teraz razem, tak blisko siebie jak nigdy.